Julian Tuwim (1894-1953) oprócz uporządkowanych tomów poezji ma w swoim dorobku "Pegaza dęba" i "Cicer cum caule, czyli groch z kapustą". Są to zbiory, w których można znaleźć kuriozalne utwory XIX-wiecznych grafomanów i naprawdę zajmujące "ciekawostki", i rzeczy poważne, i dowcipne. Słowem, jak mówił, "duperele w morelkach". Zapewne spodobałoby mu się to, gdyby ktoś w podobny sposób spróbował opowiedzieć jego życie, w którym błahostki mieszały się ze sprawami serio.
A jak alkohol
"Zamiast pić - odkładaj do PKO. Gdy się zbierze większa sumka - przepij", "po wypiciu jednej wódki wypij zaraz drugą, żeby tej pierwszej nie było w żołądku smutno", "knajpa: miejsce, dokąd się co wieczór chodzi po raz ostatni w życiu" - Tuwim jest autorem licznych alkoholowych bon motów. Sam poeta przyznał, że zaczął pić w 17. wiośnie życia. Po latach alkohol stał się jedną z głównych przyczyn różnego rodzaju dolegliwości. Mając już 34 lata, informował znajomego, że był niedawno chory: "zemściła się wódka, zrujnowała mi żołądek. Teraz już lepiej - i znów zaczynam popijać".
Po wojnie jego stan zdrowia pogorszył się, a twarz postarzała się tak, że mając nieco ponad 50 lat, był nazywany przez młodych literatów staruszkiem. Gdy znajoma lekarka radziła, by zaprzestał picia, odpowiadał: "Muszę mieć kieliszek w południe, bo inaczej ze mną klapa i nie mogę pracować".
Czasem jednak udawało się namówić Tuwima na abstynencję, która łamana wpędzała go nieraz do szpitalnego łóżka. Podczas jednego z przyjęć, które musiał spędzić na trzeźwo, poprosił, żeby znajomi pozwolili mu "przynajmniej powąchać". Gdy ze śmiechem podsunięto mu pod nos różnobarwne trunki, wołając "tylko nie mieszaj", Tuwim odparł: "Poproszę tylko o czysty spirytus".
B jak Boże Narodzenie
Ostatnią kolację wigilijną Tuwim spędził w 1953 r. w Halamie - zakopiańskiej willi należącej do ZAIKS-u. W czasie przygotowań 59-letni poeta tryskał dziecięcą radością.
Eugeniusz Żytomirski, pisarz i tłumacz, relacjonował jeden z ostatnich dni życia Tuwima: "Interesowało go, czy jest pod obrusem siano, klasnął w dłonie na widok wnoszonych do jadalni opłatków, wybiegał do chwila do oszklonego z kilku stron hallu i chciał koniecznie dojrzeć na niebie pierwszą gwiazdkę. Właśnie w Wigilię jednak zaczął padać w górach obfity śnieg i o gwiazdach oczywiście nie było co marzyć. Tuwima wyraźnie to smuciło, a nawet denerwowało".
Tłumaczył się nawet z tego: "Ja już mam taki zwyczaj! Zawsze wypatruję w wigilijny wieczór pierwszej gwiazdki. Od dzieciństwa. Zawsze i wszędzie..." - zaśmiał się i nieco zawstydzony dodał z prostotą. "Bo chociaż jestem Żyd - jestem przecież Polak!".
Czytaj także: Tuwim na rock'n'rollowo. "Przestańmy upupiać geniusza!"
C jak całowanie
Niemal wszyscy wspominają Tuwima jako osobę niebywale życzliwą i serdeczną. Literatów, których bardzo cenił, miał w zwyczaju całować na przywitanie po rękach - bez względu na okoliczności. Czynił tak m.in. wobec Leopolda Staffa, Tadeusza Boya-Żeleńskiego i Bolesława Leśmiana. Niektórzy z godnością znosili te akty uwielbienia, a inni ich nie znosili.
"Siedziałem kiedyś w Ziemiańskiej z Leśmianem, gdy wszedł Tuwim. Szybko zbliżył się do naszego stolika i nim Leśmian zdążył się zorientować, pocałował go w rękę. Przez ptasią twarz Leśmiana przemknął cień niezadowolenia. Choć był to gest odpowiadający impulsywnej naturze Tuwima, Leśmian zżymał się na tę oznakę hołdu i wyrywał rękę, ale zawsze za późno" - wspominał Leopold Lewin, poeta i tłumacz.
D jak dupa
W podwórku przy ul. Piotrkowskiej 101 stoi "Dupa Tuwima" - nietypowy pomnik inspirowany wierszem, który w interpretacji aktorów teatru Roma jest dziś chyba najpopularniejszym tekstem łódzkiego poety (ponad 4,6 mln wyświetleń na YouTube).
"Wiersz, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali", nie został wydany tak jak większość utworów Juliana Tuwima. Poeta zdawał sobie sprawę, że ten utwór nie przejdzie sanacyjnej cenzury. We wrześniu 1937 r. Marian Ruzamski, malarz i autor fraszek, napisał, że pewien pracujący w Poznaniu 18-letni kandydat na zecera mógłby podjąć się nielegalnego wydania. Tym chłopcem był Andrzej Piwowarczyk, późniejszy autor powieści i opowiadań kryminalnych. Tuwim zgodził się na druk 30 bibliofilskich egzemplarzy.Młody zecer po latach wspominał: "Zaczęły się burzliwe, pełne odwagi, przetykane także tchórzostwem" dni składania. Bacząc, żeby się nie wsypać, składałem od oka ogłoszenia i różne drobiazgi akcydensowe. Wtedy zaś, gdy nikt nie widział, korzystając z tego, że w moim regale znajdował się odpowiedni zapas materiału zecerskiego "wykradałem z przegródek potrzebne czcionki. Montaż następował już w małym pokoiku, w którym przemieszkiwałem w ciągu wieczora".
Po dziesięciu dniach skład był gotowy. Po potajemnym odbiciu stron na starej prasie ręcznej trzeba było jeszcze zeszyć strony. "Matka, jak zawsze dbała o moje skarpetki, przysłała mi do Poznania szarą przędzę. Przędza poszła w całości na zeszycie tamtego nakładu" ? pisał Piwowarczyk. Gotowe tomiki powędrowały na ul. Mazowiecką w Warszawie, gdzie mieszkał Tuwim. Poeta swojego młodego wydawcę poznał osobiście dopiero trzy miesiące później.
Jeden z egzemplarzy Tuwim podarował Wacławowi Borowemu, ówczesnemu dyrektorowi Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Ceniony historyk literatury i krytyk literacki nie zabrał druku do siebie ze względu na godność domu. Złożył egzemplarz w magazynie bibliotecznym.
E jak Einstein
Co ma wspólnego Tuwim z Albertem Einsteinem? To pytanie dla Tuwimowych maniaków.
Będąc w Leningradzie w latach 40., znajomy autora "Kwiatów polskich" znalazł w książce telefonicznej lekarza Rafała Tuwima. Wiedząc, że poeta skrzętnie poszukuje swoich krewnych z różnych państw, przekazał mu to znalezisko. Tuwim napisał do możliwego krewnego, ale nigdy nie otrzymał odpowiedzi. Wiadomo jednak, że synem owego Rafała był Lew Tuwim - genialny fizyk, współpracownik Alberta Einsteina ogłaszający rozprawy naukowe jeszcze w wydawnictwach Pruskiej Akademii Nauk.
F jak film
Czy Tuwim mógłby nakręcić film? Z pewnością chciał. Kilka dni przed śmiercią spotkał się z Ludwikiem Hieronimem Morstinem, poetą, tłumaczem doskonale znającym grekę. Podczas rozmowy Morstin powiedział, jak łatwo można byłoby zrekonstruować życie codzienne starożytnych Greków, a następnie nakręcić o tym film aktorski.
Tuwim momentalnie zapalił się do pomysłu: "A więc robimy taki film, choćbyśmy mieli parę lat życia temu poświęcić. Pokażemy starożytną Grecję, jaką była w istocie, na złość filologom, którzy świat zanudzają wiedzą o rzeczach, co nikogo nic nie obchodzą". Posmutniał jednak po chwili i westchnął: "Gdyby to życie było dłuższe, gdyby mieć czas na to wszystko".
G jak generałowie
Podobnie jak dziś nacjonalistyczne bojówki próbują przerywać wykłady Adama Michnika czy Magdaleny Środy, tak też w latach 30. próbowano zastraszyć Tuwima.
Podczas wieczorku literackiego w Drohobyczu, w którym mieszkał zresztą wybitny pisarz Bruno Schulz, swoje wiersze mieli recytować Antoni Słonimski i Tuwim. Sporą część widowni zajęli mężczyźni ubrani w długie buty i zaopatrzeni w kije. Obaj poeci zorientowali się, że drzwi wyjściowe zza kulis zostały w dodatku zamknięte od zewnątrz. Mimo niepewności pierwszy wyszedł Słonimski - odczytał kilka wierszy, otrzymał brawa i schował się za kulisy, informując Tuwima, że ich wcześniejsze obawy są bezpodstawne.
"Tuwim wychodzi na scenę i niemal w tej samej chwili już jest z powrotem. Gwizd, ryk, kamienie, zgniłe jaja i jabłka walą w dekorację" - pisał Słonimski. Nacjonaliści krzyczą: "Za polskich generałów! Precz! Do Rosji w zaplombowanym wagonie! Za Zbrucz!". Była to reakcja na wiersz Tuwima "Do generałów", w którym pisał, że żaden wojskowy, mimo że "warczy, straszy, groźnie ściąga brwi", nie pozna takich sekretów jak poeta.
Słonimski uspokoił w końcu widownię, ale gdy zapytał, czy pozwoli na występ Tuwima, tłum zaczął śpiewać "Rotę". "Wytłumaczyć drabom z Drohobycza, że śpiewanie: 'Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz' nie jest odpowiednim w stosunku do Tuwima postawieniem sprawy, wydawało mi się zadaniem zbyt trudnym. W końcu dzięki pomocy policji udało się nam opuścić salę i Drohobycz i uniknąć bardzo prawdopodobnego pobicia" - wspominał Słonimski.
H jak Hitler
Jesienią 1933 r. Tuwim poprosił Seweryna Pollaka o uporządkowanie i skatalogowanie swojej biblioteki. Wówczas początkujący poeta, a po wojnie znany tłumacz literatury rosyjskiej wspominał, że pewnego dnia Tuwim wszedł nagle do pokoju ogromnie wzburzony.
Twarz miał bladą, rysy zaostrzone. W dłoni trzymał egzemplarz "Mein Kampf" Adolfa Hitlera, w który raz po raz uderzał pięścią, krzycząc: "Panie, z tej książki przyjdzie kiedyś zguba dla świata! To jest książka mordercza!". Tuwim przeczytał Pollakowi kilka fragmentów, które przerywał komentarzem: "Widzi pan, widzi, do czego myśmy dopuścili! To jest nasza wina. Musimy znaleźć jakąś obronę, bo świat idzie do samobójstwa".
I jak inwektywy
Tuwim przez całe życie musiał znosić obelgi pod swoim adresem.
Przed wojną zarzucano mu, że jest tylko "Żydem piszącym po polsku", tworzącym "poezję obcą polskiej kulturze". W 1928 r. jedna z gazet pisała, że poezja Tuwima "zajeżdża czosnkiem". W kręgach radykalnej lewicy zarzucano mu bezideowość. W 1929 r. radzieccy krytycy pisali, że Tuwim to "esteta mający lud w pogardzie".
Po wojnie kręgi emigracyjne nie mogły darować poecie poparcia komunistycznej władzy. W 1950 r. na proamerykańskim Kongresie Wolności Kultury w Berlinie komentowano, że Tuwim zaprzedał Polskę, zdradził poezję, stracił sumienie.
J jak języki obce
Tuwim władał m.in. rosyjskim, francuskim, angielskim. Jako zapalony lingwista amator i kolekcjoner słowników z wieloma innymi językami zapoznał się choćby pobieżnie. Jednak znajomość obcego języka często ograniczała się do czytania i pisania. Gdy Tuwim miał coś w nim powiedzieć, czuł dyskomfort.
"Moja angielszczyzna (amerykańszczyzna), po 5 latach pobytu w tym kraju, przedstawia się tragicznie- pisał z Nowego Jorku do Antoniego Słonimskiego, poety i przyjaciela. ? Po to, żeby minutę (gruba przesada! 10 sekund) mówić, muszę się kwadrans przygotowywać, więc możesz sobie wyobrazić, jak wygląda moja 'konwersacja', gdy się przypadkiem znajdę w towarzystwie amerykańskim (czego unikam jak ognia): siedzę czerwony, spocony, wytężony, dobieram w myślach słów, przystawiam końcówki gramatyczne, układam szyk wyrazów, przygotowuję wymowę i akcent; wreszcie, zmęczony, wyczerpany katorgą przygotowań, rozdygotany tremą, wybełkacam (wybełkucam? jak jest prawidłowiej?) zdanie, złożone najwyżej z 8-10 słów - a mój interlokutor uśmiecha się i mówi: 'Pardon me?'.
Największy wstyd, gdy się człowiek znajdzie wśród dzieci. Te okrutne stworzenia z politowaniem i pogardą patrzą na starca, który nie może się wygadać. Dlatego m.in. chciałbym już jak najprędzej być w Polsce, gdzie bez najmniejszego trudu potrafię wyrazić wszystko, co czuję, np. 'A won, faszystowski skurwysynu, dyszlem tam i nazad w...' etc., etc. W tym miejscu dostaję w mordę, ale przynajmniej wypowiadam się".
K jak "Kwiaty polskie"
W 1949 r. ukazał się poemat Tuwima "Kwiaty polskie". Nakład rozszedł się w liczbie 10 tys. sztuk. Do poety słali listy zachwyceni czytelnicy z całego kraju. Milczeli jednak krytycy.
Gdy w końcu zaczęły ukazywać się omówienia, większość była negatywna. Szczególnie atakowano Tuwima za ustępy o Piłsudskim i legionach oraz fragmenty antyniemieckie "nie do przyjęcia ideologicznie i artystycznie" według ówczesnych socrealistycznych założeń akceptujących jedynie powieści o hutnikach i wiersze o piekarzach - w dodatku niezbyt wyszukane formalnie.
Kolejne wydania "Kwiatów..." były dewastowane przez cenzurę. Wykreślano ustępy o legionach, nie dopuszczano do druku fragmentów o wojskowym Bolesławie Wieniawie-Długoszowskim, przyjacielu poety, a nawet zmieniano słowa, gdy były niegodne, np. tam, gdzie Tuwim naśladował język przedwojennej warszawskiej ulicy, słowo "kurwa" zmieniono na "dziewka".
L jak "Lokomotywa"
Gdy Tuwim widział w kawiarni jakieś dziecko, przywoływał je i pytał, czy ma "Lokomotywę". Po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi wołał "Chlebodawca!", po przeczącej mówił: "Powiedz mamusi, niech ci kupi, bo ja muszę przecież z czegoś żyć. Prawda?". Ponoć tylko jeden chłopiec na to "prawda?" zapytał "dlaczego?". Tuwim głośno się roześmiał.
M jak malaria
Tuwim był bardzo słabego zdrowia. Chorował m.in. na agorafobię, owrzodzenie dwunastnicy i zapalenie miedniczek nerkowych. Kłopoty z żołądkiem wiązały się z dietą: "Mnie, panie Antolku, żół, k. jej mać, nie tak dawno temu nawaliła i same kleiki, proszę pana, wtrajam" - żalił się Antoniemu Słonimskiemu.
Z dzisiejszego punktu widzenia najdziwniejszą chorobą, na którą cierpiał Tuwim, była malaria. Nie zaraził się nią jednak podczas wojaży po Ameryce Południowej, lecz w warszawskim szpitalu. Wskutek problemów z nerwami spowodowanymi milczeniem krytyki po ukazaniu się "Kwiatów polskich", 7 marca 1949 r. poeta dostał krwotoku z żołądka. Trwająca pięć godzin operacja zakończyła się sukcesem, choć po upływie kilku dni stan Tuwima nie poprawiał się. Okazało się, że krew, którą przetaczano podczas operacji, była zakażona malarią.
Wskutek tych komplikacji poeta wrócił do domu dopiero w połowie kwietnia, ale jeszcze przez kilka tygodni dochodził do siebie.
N jak nudziarz
W tomach wspomnieniowych i wyborach listów Tuwima trudno znaleźć niepochlebne dla poety opinie. Wszyscy znajomi go lubią, podziwiają i szanują. Gdy jednak poszukać nieco głębiej, można odnaleźć cienie, które kładą się na znajomościach, często wieloletnich.
Tak było z Jarosławem Iwaszkiewiczem, poetą, który przez 35 lat utrzymywał kontakt z Tuwimem, bawił się przy tych samych restauracyjnych stolikach i publikował w tych samych czasopismach. Obaj jednym tchem są wymieniani jako członkowie Skamandra ? najbardziej wpływowej grupy poetyckiej dwudziestolecia międzywojennego. W listach Iwaszkiewicz do żony Anny nieraz pisze, jak ciąży mu towarzystwo Juliana i Stefanii: "Wczoraj spędziłem wieczór ze Zborowskimi i Tuwimami, wypruwaliśmy sobie pępki ze Zborowskim, aby gadać przez cztery godziny; cóż to za nudni ludzie ci Tuwimowie, tak nic nie wyrobieni towarzysko, ona ze Zborowską rozmawiała o sukniach i o służących, a z Tuwimem można tylko o jednej rzeczy mówić: o Mickiewiczu".
O jak okrzyki
Pierwszych okrzyków zachwytu zaznał Tuwim dopiero 22 lipca 1946 r. Z powodu Krajowego Zlotu Młodzieży ZWM Pole Mokotowskie pokryło się tysiącami kolorowych namiotów. Nad nimi powiewają biało-czerwone flagi i chorągwie delegacji miast z całej Polski. Rano urządzono defiladę. Maszerującym górnikom ze Śląska, dziewczętom w strojach łowickich i niezliczonym tłumom w białych koszulach i czerwonych krawatach z wysokiej trybuny przyglądają się prezydent Bolesław Bierut, wicepremier Władysław Gomułka i Michał Żymierski, minister obrony narodowej. Są pokazy sportowe i artystyczne. Na estradzie tańczą młodzi ludzie z Jugosławii, Związku Radzieckiego i Szwecji.
Późnym popołudniem na Polu Mokotowskim zjawiają się Zofia Nałkowska i Julian Tuwim. Poeta następnego dnia relacjonował siostrze: "Rojno, gwarno i wesoło, jak na jakimś fantastycznym jarmarku. Trzydzieści tysięcy młodzieży. I w pewnej chwili słyszę, jak megafon wyje 'A teraz przywitamy naszych kochanych gości, znakomitych pisarzy polskich, Nałkowską i Tuwima'. Gramolę się na estradę. I tu nastąpiło przeżycie, jakiego nie zaznałem przez 52 lata życia. Zaczęły się rytmiczne, skandowane krzyki:'Tu-wim! Tu-wim! Tu-wim!' (por. 'Du-ce! duce! duce!'), owacje, nawoływania 'Wiersze! Wiersze! Recytować!'. Byłem tak oszołomiony i roztrzęsiony, że zdobyłem się tylko na wymachiwanie rękoma".
P jak przyroda
Tuwim nie należał do osób, które marzą o zdobywaniu szczytów górskich, przemierzaniu niedostępnych, egzotycznych krain albo chociaż spacerowaniu po lesie. Najlepiej czuł się w mieście. Ogród okalający dom w Aninie - to było wszystko, czego zapragnął pod koniec życia.
"Jeździłem dziś na spacer po tym twoim lesie. Co za nuda cała ta przereklamowana natura. Drzewa i krzaczki, i nie ma nawet na czym porządnie usiąść" - powiedział do Jerzego Zaruby, malarza także mieszkającego w Aninie.
R jak rewolucja
O ile Tuwim był apologetą odradzającej się Polski pod wodzą Józefa Piłsudskiego, o tyle potwornie dusił się w schyłkowej II RP, w której lżono go w prasie i atakowano podczas wieczorów autorskich. Dlatego też Tuwim autentycznie i całym sobą przywarł do idei nowej Polski odbudowywanej przez komunistów.
W swoich poglądach był radykalny. W listach do Jerzego Borejszy, prezesa Spółdzielni Wydawniczej "Czytelnik", architekta pierwszych powojennych lat polskiego życia literackiego, ganił tego czołowego działacza Polskiej Partii Robotniczej, że przemiany w Polsce zachodzą zbyt wolno: "Czy 'łagodna rewolucja' nie zaczyna się czasem mścić? Czy wolno po takiej wojnie i po takiej tragedii, jaką Polska przeszła, działać półśrodkami? Czy nie sądzi Pan, że płód rewolucji w łonie kraju poddano 'skrobance'? W związku z powyższą ?ginekologiczną? metaforą: mam wrażenie, że tragedią Polski jest i zawsze była jej 'historyczna bezdzietność'. Nasza historia jest chronicznie bezpotomna. Co się z niej dostało światu jako idea, jako hasło? Przyjrzeć się dziejom choćby ostatnich 150 lat - krótkie spięcia, wyskoki, eksplozje i nic prócz swądu w rezultacie. Czy to się teraz powtórzy?".
Tuwim denerwował się, że Borejsza obdarowuje przywilejami prawicowych pisarzy o poglądach antysemickich, byle ci tylko poparli nową Polskę: "Klechistan, jak widzę, został Klechistanem, a Lechitleria Lechitlerią", o czym zaświadczać miała silna pozycja Kościoła i działalność byłego przywódcy ONR-Falangi Bolesława Piaseckiego, którego poeta nazywał "arcyścierwem faszystowskim".
S jak Stalin
Tuwim był jednym z wielu pisarzy, którzy mniej lub bardziej szczerze opłakiwali śmierć Józefa Stalina.
Wśród genialnych wierszy, dowcipnych piosenek, niezrównanych tłumaczeń w dorobku poety jest i artykuł ku pamięci dyktatora Związku Radzieckiego: "Wielka jest nasza ziemia ? a nie ma na niej, jak długo i szeroka, takiego kilometra kwadratowego przestrzeni, na którym ludzie nie opłakiwaliby śmierci ukochanego swego brata, obrońcy, nauczyciela, prawodawcy sumień ? Józefa Stalina. Długie są nasze dzieje - dzieje rodu człowieczego na ziemi - a nie było jeszcze żałoby tak powszechnej, tak boleśnie w zbiorowym sercu ludzkości wezbranej, jak po Nim - pierwszym tej ludzkości Obywatelu. Samo brzmienie Jego imienia stało się ideą i hasłem. Słowo STALIN dawno już było - i dzisiaj jest - i zawsze będzie słowem o uniwersalnym znaczeniu, słowem pełnym żarliwej treści. Istotą tej treści jest moc zespalająca, moc łącząca - potęgą, której nic nie złamie. (...)
Tak. Ugodził w nas cios. Straszny cios. Ale w imię miłości do Stalina, w imię wierności dla sztandaru, który On niósł przed nami, w imię nieugiętej wiary w słuszność sprawy, o którą walczymy - my ten wielki cios przetworzymy w jeszcze większy bodziec do pracy, walki, hartu, wytrwałości".
T jak twarz
"Tuwim z ciemną myszką na policzku, kruczy brunet o palących oczach, mocno zagiętym nosie, typowy południowiec o wybuchowym temperamencie. Niektórzy, widząc go, odczuwali zawód: pospolicie przystojna, semicka twarz, nieco przesadna elegancja, raczej typ młodego handlowca i - taki poeta! Z powierzchownością Tuwima działy się zresztą dziwne rzeczy w ciągu lat. Dusza stopniowo wypływała mu na twarz, upiększając ją coraz bardziej. Żłobiła jego rysy coraz bliżej szlachetnej czaszki, usuwając z nich drobiny tłuszczu, pospolitości, podobieństwa do kogokolwiek innego na świecie. Piękniał z każdym rokiem, aż wreszcie w latach dojrzałych zaczął wyglądać tak właśnie, jak ktoś młody i entuzjastyczny może sobie wyobrazić poetę, wieszcza. Twarz orla, natchniona, wspaniała, suchy, dumny nos, wrażliwe usta, oczy - głęboko gorejące, srebrne włosy - niepodobna było od niego oderwać spojrzenia" (Irena Krzywicka, pisarka).
U jak ubiór
Gdy był młodzieńcem i mieszkał w Łodzi, "nosił się z fantazją, chodził w rozpiętym szynelu, w czapce podziurawionej jak sito papierosami, co należało do elegancji, rozbijał się dorożkami i skraplał sobie włosy wodą brzozową Drallego" - wspominała siostra Irena.
Gdy zamieszkał w Warszawie i stał się popularnym poetą, chodził w ciemnozielonej jesionce, w brązowym pilśniowym kapeluszu, z cienką laseczką w ręku.
W jak wakacje
Przed wojną Tuwim jeździł na wakacje do Krynicy, Truskawca czy Pławowic. Parę razy wyjechał także za granicę.
W 1928 r. Tuwimowie zdecydowali się na wyjazd w marcu. Spędzili kilka tygodni, zwiedzając Mediolan, Rzym, Florencję i Wenecję. Poeta wysłał z Rzymu kartkę do znajomych z kawiarni Ziemiańska: "Jakieś mury, jakieś gmachy. Wódki w naszym tego słowa rozumieniu tutaj nie masz. Wasz Julek".
Ż jak Żyd
"Jestem poetą, a jak wiadomo w poezji nie ma miejsca na chłodne, praktyczne rozumowania. Językiem, który najściślej i zarazem najsubtelniej wyraża to, co czuje, jest język polski. Ten oto motyw tłumaczy moje 'tendencje asymilatorskie'. Dla antysemitów jestem Żydem, a moja poezja jest żydowską. Dla Żydów-nacjonalistów jestem renegatem, zdrajcą. Trudno! Z ludźmi, dla których pochodzenie żydowskie jest równoznaczne z bezapelacyjnym wyrokiem śmierci i jest jedynym miernikiem charakteru i wartości etycznej człowieka, dyskutować nie można. Tak samo ze strony przeciwnej, dla której spolszczenie jest zdradą. Nie trzeba zapominać, że antysemityzm w najwyższy sposób swej akulturalnej, wprost patologicznej postaci zatruł całe prawie społeczeństwo polskie. Dlatego też uważając asymilację Żydów za jedyne, możliwe rozwiązanie kwestii żydowskiej, jednak w nią nie wierzę. (...)
Dla mnie problemat żydowski jest tragedią, w której jednym z bezimiennych aktorów jestem ja sam. Jaki będzie finał tragedii i kiedy on nastąpi, nie mogę na razie przewidzieć. Oto wszystko, co mam do powiedzenia" (Julian Tuwim, 1924 r.).
Wszystkie komentarze