Z Łodzi karetką do Wiednia. Czas gonił

Siedem godzin łódzka karetka wiozła pacjentkę do szpitala. Trasa: od szpitala im. Kopernika prawie do centrum Wiednia.

Sobota godz. 18. Dr Janusz Morawski, dyrektor medyczny łódzkiego pogotowia odbiera telefon ze szpitala im. Kopernika. - Mamy dziewczynkę ze skrajna niewydolnością oddechową - mówi lekarz z Kopernika. - Jest zakwalifikowana do przeszczepu płuc. Trafił się dawca. Trzeba ją szybko zawieźć.

- Gdzie? - pyta dr Morawski.

- Do Wiednia. W ciągu ośmiu godzin. Jeśli nie zdążymy w tym czasie, płuca dostaje inny pacjent. Pogotowie lotnicze nie może latać za granicę. Cała nadzieja w was.

Dr Morawski: - To jedziemy.

W ciągu godziny udało się skompletować zespół, załatwić formalności i pieniądze. Karetka rusza spod szpitala przy ul. Pabianickiej punktualnie o godz. 19. Jedzie Gierkówką do granicy ze Słowacją i dalej autostradą, prosto do Wiednia. Cały czas na sygnale. Może, bo przecież jesteśmy w Unii. Nawet w ogromnym Wiedniu radzi sobie bez policyjnej eskorty i nie błądzi - bo łódzkie ambulanse mają nawigację satelitarną. Średnia prędkość: ponad 100 kilometrów na godzinę. Pacjentka jest miejscu równo po siedmiu godzinach. Wiedeńscy medycy gratulują łódzkim ratownikom.

Paulina z Łodzi od razu ląduje na sali operacyjnej. Zabieg się udał.

Ratownicy z Łodzi poza szpitalem, w stolicy Austrii niewiele zobaczyli. W Łodzi byli po 19 godzinach od wyjazdu. Z powrotem jechali wolniej, bo nie mogli włączyć sygnału.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.