W szpitalu nie mają nawet rentgena

Niestandardowa terapia w łódzkim szpitalu im. Madurowicza. Chorym na zapalenie płuc placówka funduje wycieczki karetkami do innego szpitala. Wszystko dlatego, że w placówce przy ul Wileńskiej już prawie tydzień nie działa rentgen.

Rentgen to dla internisty podstawowe narzędzie diagnostyczne. - Bez niego wiemy o chorym tyle, co sam powie - mówi prof. Piotr Kuna, dyrektor szpitala im. Barlickiego. - Informacje uzyskane w trakcie wywiadu z pacjentem musimy traktować jak poszlaki. Prześwietlenie daje nam dowody. Dopiero kiedy je mamy, stawiamy diagnozę i zaczynamy leczenie. Nie wyobrażam sobie szpitala XXI wieku bez diagnostyki obrazowej.

Ale lekarze i pacjenci szpitala im. Madurowicza od tygodnia muszą sobie radzić bez rentgena. W szpitalnym aparacie zepsuła się lampa i prześwietleń nie ma.

- Zupełnie jak za króla Ćwieczka - denerwują się medycy z "Madurowicza".

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w szpitalu przy ul. Wileńskiej działa największa w mieście interna. Na trzy oddziały chorób wewnętrznych trafiają ludzie - zwykle w podeszłym wieku - z udarami, zapaleniami płuc, chorobami układu pokarmowego. Większości trzeba zrobić prześwietlenie. Jak sobie z tym radzi szpital?

- Wozimy chorych karetkami na badania do Pirogowa - mówi Wiesław Tyliński, dyrektor "Madurowicza" ds. medycznych.

Większość pacjentów znosi to cierpliwie, ale niektórzy się awanturują. - Mają rację, bo z zapaleniem płuc powinno się leżeć, a nie jeździć karetkami - komentuje lekarz ze szpitala Uniwersytetu Medycznego.

- Sytuacja jest trudna - przyznaje dyrektor Tyliński. - Mamy nadzieję, że lada chwila aparat znów będzie działał, może już w środę.

Na kupno nowej lampy "Madurowicz" musiał znaleźć 120 tys. zł.

Podobny problem już prawie trzy miesiące mają w "Matce Polce". Na początku grudnia w instytucie wysiadł tomograf komputerowy. Od tego czasu dzieci, często w ciężkim stanie, są wożone na badania do szpitala przy Spornej. O sprawie "Gazeta" pisała dwa tygodnie temu. Łodzian zbulwersowała wiadomość, że z placówki ze Rzgowskiej na drugi koniec Łodzi wysłano dziecko ze strzaskaną czaszką.

Dyrekcja szpitala tłumaczyła, że awarii nie można usunąć z powodu trudnej sytuacji finansowej szpitala. W ubiegłym tygodniu znalazły się pieniądze na naprawę tomografu. - Właśnie rozstrzygnęliśmy przetarg - mówi dr Andrzej Wojciechowski, główny specjalista ds. aparatury medycznej w ICZMP. - W ciągu dwóch-trzech tygodni tomograf powinien być naprawiony.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.